Odpowiedz

Pamiętnik przedszkolaka

 
LadyInBlue
Pani SuperMod

Liczba postów: 19.072
Post: #1

Pamiętnik przedszkolaka


...dzisiaj znow mama zaprowadzila mnie do przedszkola, chociaz cala
droge musiala mnie ciagnac. Czy ci dorosli naprawde nie moga
zrozumieć, że człowiek czasami pragnie odpocząć od tego wrzasku i
ciężkiej harówki. Na przykład wczoraj przez cały dzień robiliśmy błoto
na podwórku, przez co dzisiaj czułem się wykończony. Ba, ale co to
kogo obchodzi. Jak się ma prawie pięć lat to już się jest poważnym
człowiekiem, a starzy traktują mnie ciągle jak dzieciaka. Jak sikam w
majtki to wcale nie znaczy że jestem dziecko! Po prostu czasami nie
zdążę dobiec do kibla. No ale dosyć tych narzekań. Nie było
ostatecznie tak źle, najpierw z młodym Gałązką rzucaliśmy klockami w
dziewczyny. Ten kto trafił w głowę dostawał premię. Wygrałbym, ale te
głupie dziewuchy wogóle nie znają się na sporcie: od razu poleciały na
skargę do pani. Całe szczęście że zaraz szliśmy na obiad, bo w tym
kącie chybabym z nudów umarł. Po obiedzie pani pokazała nam alfabet.
No kurewsko zajebista sprawa. Można sobie wszystko zapisać i potem nic
nie trzeba pamiętać. W praktyce jednak okazało się że wcale nie jest
to takie genialne. Pani pokazała nam literę to ją sobie zapisałem, no
a skoro zapisałem to mogłem ją zapomnieć, tyle tylko że jak już
zapomniałem to nie wiedziałem co zapisałem. Popieprzone to wszystko...
---------------------------------------------------------------------------
-----

..wczoraj mama znów zawiozła mnie w wózku do przedszkola.Dobra by z
niej była baba,tylko ma słabe przyspieszenie pod górke.Młody gałązka
się chwali,że jego mama jak się spieszy , to wyprzedza nawet
rowerowców.Co tam.Gruby Artur ma jeszcze gorzej.On już musi chodzić do
przedszkola piechotą.Gruby Artur jest zresztą całkiem głupi.Przez całe
dnie nic nie robi ,tylko zagląda dziewczynom pod sukienki.Naprawdę nie
wiem ,co w tym ciekawego.Jak kiedyś zajrzałem cioci Basi to zobaczyłem
tylko majtki.,a pod nie już nie zaglądałem.Zresztą jak kiedyś wujek
Boguś próbował zajrzeć to dostał od cioci po pysku.Tata mówi że jak
się ludzie biją to zawsze chodzi o pieniądze. Dziwne miejsce na
przechowywanie portfela . No dobra , muszę kończyć bo idzie pani,żeby
zabrać mnie z kąta......
---------------------------------------------------------------------------
-----

...i znowu siedzę w przedszkolu jak ten palant, a za oknem śliczna
pogoda. Już bym tak nie narzekał, żeby chociaż pani pozwoliła nam na 5
minut wyjść, ale NIE!! Na podwórku jest błoto i się utaplamy. Mnie
się do tej pory zdawało że to zaleta. Mieszać błoto mogę godzinami,
chyba politykiem zostanę bo ostatnio słyszałem jak ktoś mówil że cała
ta polityka to niezłe błoto. Politykiem to bym chciał zostać jeszcze z
jednego powodu. Mama mówiła, że oni cały dzień nic nie robią tylko
pi***ą w stołek, a mają z tego kupę forsy. Jako że ostatnio moje
kieszonkowe uległo nadspodziewanemu zamrożeniu z okazji wylania do
kibla mamy perfum żeby z butelki zrobić psiukawkę, postanowiłem z
chłopakami trochę podreperować swój budżet. Młody Gałązka przyniósł
stołek, Gruby Artur i ja objedliśmy się fasolówy i umówiliśmy się u
Grzesia Klapidupy. pi***śmy w ten stołek cały dzień, a jedyne cośmy
zarobili, to Gruby Artur w tyłek od swojej mamy bo tak się nadął że
walnął bąka z kleksem. Forsy też żadnej nie dostaliśmy, tylko Grzesio
przez tydzień musiał wietrzyć pokój bo się tam wejść nie dało. To
chyba jednak tylko politycy tak potrafią. My mamy jeszcze za mało
wprawy. Swoją drogą to w tym sejmie musi być niezły smród, jak tyle
polityków w jednym miejscu. Zresztą co jakiś czas słychać że jest
jakaś śmierdząca sprawa i że rozszedł się smród. Sie chłopaki
poświęcają.... No dobra, dość tego leżakowania, trzeba się trochę
pobawić...

---------------------------------------------------------------------------
-----

Życie młodego człowieka jest naprawdę ciężkie. Zawsze można dostać w
tyłek, nawet jak się jest niewinnym. Inna sprawa że trochę winny
byłem, ale to był nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Było to tak: tata
był w pracy a mama wyszła gdzieś po zakupy. Przyszedł do mnie młody
Gałązka, Gruby Artur i Maniek zwany Letkim (zupełnie nie wiem
dlaczego). Bawiliśmy się w kuchni w faraona, i mieliśmy zrobić mumię.
Nikt nie chciał się zgłosić więc wybraliśmy na mumię Mańka. Maniek nie
protestował, bo on jeszcze nie bardzo umie mówić. Owijaliśmy go taśmą
samoprzylepną, aż tu nagle, gdy już byliśmy w połowie Maniek zaczął
się drzeć "mamatijakupaja". Mówił to zawsze wtedy kiedy chciał kupę,
no to go zaczęliśmy rozwijać. Tyle że ta taśma jakoś nie bardzo
chciała go puścić. Gałązka wymyślił, że skoro nie możemy uwolnić go
całego to chociaż rozkleimy mu spodnie i zaniesiemy do kibla żeby
zrobił swoje. Tyle, że jak już zdjąłem Mańkowi gacie to on nagle
zaczął. Nie zdążylibyśmy go donieść do kibla więc wstawiliśmy go do
zlewu. Ja złapałem za szklankę i podstawiłem ją przed niego żeby nie
zasikał mamie garnków a Gruby Artur łapał klocki. No i pech chciał, że
jeden mu wypadł i wleciał wprost do grochówki która stała na kuchni.
Próbowaliśmy go wyłowić sitkiem do herbaty, ale się nie udało, chyba
sie rozpuścił. Myślałem że to będzie najgorsze, ale nie, tata zjadł i
nawet się nie skrzywił. Wkurzył się o co innego: Artur po wszystkim
wytarł ręce w ścierkę. Nie wiedziałem co z nią zrobić więc wrzuciłem
ją do kibla i spuściłem wodę. W tym momencie sedes zamienił się w
wulkan. Chciałem go trochę przetkać, najpierw ręką, potem szczoteczką
do zębów mamy, ale nic nie pomogło. No to nawrzucaliśmy tam papieru
żeby nie było widać ścierki i wróciliśmy do kuchni pełni nadziei że
tata i mama nic nie zauważą. Niestety, cud się nie zdarzył. Następnym
razem zacznę od pochowania mamie i tacie wszystkich pasków do
spodni...
---------------------------------------------------------------------------
-----

Dziś od samego rana postanowiłem być dobrym człowiekiem. Chciałem
zrobić coś dla ludzkości. Jako że najbliższa ludzkość to moja mama i
tata, postanowiłem im zrobić śniadanie. Kroić chleba jeszcze nie
umiem, do patelni nie dosięgam, ale coś jednak zrobić trzeba.
Pogrzebałem w szafkach i znalazłem kisiel malinowy. Nie bardzo
wiedziałem jak się to robi więc poleciałem do młodego Gałązki, bo ten
kujon już się trochę nauczył czytać i mógł przeczytać instrukcję.
Okazało się że wystarczy do kubka wsypać trzy czubate łyżki cukru i to
co jest w torebce, a potem zalać wrzącą wodą. Z wodą bym sobie
poradził, ale przekopałem cały dom i okazało się że nigdzie nie ma ani
jednej czubatej łyżki. Inna sprawa że ja nawet nie wiem jak taka
czubata łyżka wygląda, więc dałem sobie spokój. Swoją dobroć
przeniosłem na obiad. Chciałem trochę pomóc mamie. Mama powiedziała że
na obiad będą ryby i mogę jej pomagać obtaczać te ryby w mące.
Wszystko szło super dopóki nie wrócił z pracy tata. Strasznie się
gdzieś spieszył i powiedział że jeść nie będzie. To po to ja się tak
dla tej ludzkości męczę? Ze złości aż mi łzy napłynęły do oczu i
zakręciło mnie w nosie. Tata właśnie podszedł w swoim nowym garniturze
żeby pożegnać się z mamą, a ja w tym momencie kichnąłem: prosto w
talerz z mąką! Chyba pobiłem rekord szybkości w zamykaniu się w
łazience, bo tato ostatnio to coś nerwowy, a jak się zdenerwuje to
bardzo szybko biega. No cóż, nie opłaca się poświęcać, nikt tego nie
ceni...
---------------------------------------------------------------------------
-----

Chyba muszę zmienić swój stosunek do Grubego Artura. Okazał się bardzo
mądrym człowiekiem. Zaczęło się od tego jak młodemu Gałązce
zaklinowało się gówno w tyłku. Siedział w kiblu z pół godziny i gdyby
mu mama nie pomogła widelcem to chyba by tam siedział do śmierci. No
właśnie, teraz już wiem jak wygląda usrana śmierć o której tyle się
słyszy od dorosłych. Tak mi się wydaje że to musi być straszna choroba
i dużo ludzi na nią zapada. Kiedyś jak mi się udało spinaczem otworzyć
taty biurko to nawet widziałem kasetę na której chyba były sfilmowane
przypadki tej choroby, bo na okładce były jakieś panie z tak
porozciąganymi otworami w tyłkach, że to co Gałązka zrobił to był mały
pikuś w porównaniu z tym co one musiały przejść. Nawet pamiętam nazwę
łacińską tej choroby, bo była nadrukowana na kasecie: Anale Perwersjum
czy jakoś tak. Co jeszcze zauważyłem na tej kasecie to to, że tym
paniom poodpadały siusiaki. Jak powiedziałem o tym Gałązce to się trochę
przestraszył, ale kolektywnie sprawdziliśmy czy jemu to grozi i
okazało się że jemu trzyma się dosyć mocno. W każdym razie mieliśmy go
co tydzień kontrolować. To była tajemnica, ale w jakiś sposób
dowiedział się o tym Gruby Artur. Zaczął się z nas śmiać świnia jedna,
i powiedział że dziewczyny bez siusiakow sie rodza!! Zaczęliśmy mu
tłumaczyć że jest głupi, bo jakby miały wtedy sikać, ale potem
przypomniałem sobie że i Baśka Smalec i Jolka z jednym zębem i nawet
ta ruda Mariola jak sikają do piaskownicy to kucają. Kurde frans,
faktycznie z nimi coś jest nie tak. Poszliśmy z młodym Gałązką do
Baśki Smalec i kategorycznie zażądaliśmy żeby pokazała nam siusiaka.
Faktycznie, zamiast niego miała tylko jakąś szparkę. No proszę,
człowiek całe życie się uczy, a głupi umiera...
---------------------------------------------------------------------------
-----

Dzis dowiedziaiłem się o sobie bardzo niemiłej rzeczy. A wszystko
przez Grzesia Klapidupę, Grubego Artura i mojego tatę, ale od
początku. Dziś po obiedzie przyleciał do mnie Grzesio i zaczął mi
opowiadać co mu się przytrafiło. Bawił się z chłopakami w chowanego i
w nagłym przypływie geniuszu schował sie do skrzynki na piasek przed
klatką, wtedy zobaczył przez szparę jak do skrzynki podeszło trzech
panów w dresach, wygodnie sobie na niej usiedli i zaczęli coś popijać.
Grzesio przez nich przesiedział w skrzyni trzy godziny, ale nie
żałuje, bo dowiedział się bardzo ciekawych rzeczy i poznał parę
fajnych przekleństw. Opowiedział mi wszystko i muszę przyznać że jedna
rzecz mnie bardzo zainteresowała. Podobno każda dziewczyna ma przy
sobie kakao tylko nie każdemu daje. Być może Grzesio coś przekręcił,
ale jak się go dopytywałem to przysięgał że tak właśnie powiedzieli. A
faceci byli na pewno bardzo mądrzy bo byli całkiem łysi, a mama mówi
że jak komuś wychodzą włosy to musi być bardzo mądry. Interesowało
mnie to dlatego że strasznie lubię kakao, więc jakbym je od jakiejś
dziewczyny wycyganił to by było fajnie. Tyle że najwyraźniej te
dziewuchy to straszne sknery. Myślałem, myślałem, aż w końcu
wymyśliłem, że spytam o radę Grubego Artura. On z wszystkich chłopaków
najlepiej zna się na kobietach. Gruby Artur powiedział mi, że jak chcę
coś od dziewczyny to muszę być kurtularny i powiedzieć jej jakiś
kontplement. Nie bardzo wiedziałem co to znaczy więc Arturo wyjaśnił
że po prostu trzeba je prosić i zawsze mówić że coś mają ładne. Nie
bardzo mi to pasowało, ale w końcu Gruby Artur to fachowiec; to on
pierwszy odkrył że dziewczyny nie mają siurków. Pamiętając o
wskazówkach przystąpiłem do działania. Akurat w pobliżu nie było
żadnej innej dziewczyny jak tylko siostra młodego Gałązki. Wprawdzie
jest już stara bo kończy gimnazjum, ale kiedy była młoda to była z
niej całkiem niezła laska, widziałem ją na zdjęciach. Ułożyłem sobie
przemowę i podszedłem do niej. Pamiętając nauki Grubego Artura
powiedziałem, że słyszałem że ma ładne kakao i czy mogłaby mnie
poczęstować. No i klops, nie podzieliła się, franca jedna. Jeszcze
mnie tak zwymyślała, że gdybym to powtórzył to do końca życia nie
obejrzałbym dobranocki. No i na koniec powiedziała że jestem zboczony:
to już mnie trochę ubodło! Jak poszedłem z reklamacjami do Artura, to
on stwierdził że miała rację, przecież kakao jest mdłe, jest na nim
korzuch no i wogóle jest do kitu. Wtedy sobie uświadomiłem że nie znam
nikogo kto lubiłby kakao. No i masz. Faktycznie jestem zboczony.
Słyszałem że to można leczyć, tylko nie wiem gdzie. Postanowiłem
porozmawiać z tatą: w końcu jest lekarzem i powinien wiedzieć takie
rzeczy. Tyle, że jak spytałem go gdzie mogę się wyleczyć ze zboczenia,
to najpierw zrobił oczy wielkie jak cycki cioci Basi, a potem posadził
na stole i zaczął opowiadać jakieś koszmarne bzdety o pszczółkach i
kwiatkach, o tym że jak się ludzie całują to się kochają i odwrotnie i
tym podobne świństwa których aż się słuchać nie dało. Doszedłem do
wniosku że tata jest bardziej zboczony niż ja, a skoro on się z tego
nie leczy, a wręcz przeciwnie, jeszcze leczy innych, to i ja nie muszę
się martwić. Chociaż, jeśli to dziedziczne, a tata o tym nie wie to
może muszę go uświadomić? Nie wiem, muszę to sobie jeszcze
przemyśleć...
---------------------------------------------------------------------------
-----

...jak to na wojence ładnie gdy przedszkolak w dziurę wpadnie. Tak
sobie dziś śpiewałem cały dzień bo dzisiaj bawiliśmy się w wojnę.
Zebrała się cała paczka: ja, młody Gałązka, Grzesiu Klapidupa, Gruby
Artur, Letki Maniek i na dokładkę parę dziewczyn. Podzieliliśmy się
sprawiedliwie na dwie drużyny tzn. chłopaki kontra dziewczyny plus
Letki Maniek i przystąpiliśmy do działań zaczepno obronnych. Naszą
kwaterę ulokowaliśmy w garażu Grubego Artura i na początek się
okopaliśmy. Okop nie był głęboki, ale w kucki można było tam się
nieźle bronić. Potem przygotowaliśmy amunicję: Gruby Artur proponował
kamienie, ale doszedłem do wniosku że konwencje międzynarodowe nie
dopuszczają tego typu amunicji do wojen podwórkowych, więc stanęło na
kulkach z błota. Następnie przygotowaliśmy broń osłonową, czyli
wiaderka z suchym piachem i czekaliśmy na nieprzyjaciela.
Nieprzyjaciel jak to nieprzyjaciel zjawił się niespodzianie i wcale
nie w przyjacielskich zamiarach: mianowicie przyleciał tata Grubego
Artura i zaczął wrzeszczeć że mamy natychmiast zasypać nasz okop, bo
on nie będzie mógł wyjechać z garażu. Nie zdążyliśmy mu wytłumaczyć że
wojna wymaga poświęceń bo w biegu ciężko się mówi i można sobie język
przyciąć. Całe szczęście że tata Artura jest trzy razy grubszy niź
Artur, więc nas nie dogonił. Tym razem okopaliśmy się w piaskownicy.
Na atak nieprzyjaciela nie trzeba było długo czekać, dziewczyny
wyskoczyły z wrzaskiem z pobliskich krzaków i zaczęły nas obrzucać
grudkami ziemi. Pierwszy atak odparliśmy bez problemów, ale okazało
się że nasze kulki błota wyschły i ciężko je rzucać rękami;
potrzebowaliśmy jakiejś wyrzutni. Gruby Artur wpadł na pomysł i za
chwilę przybiegł z biustonoszem swojej mamy. W tym momencie nasze
szanse wzrosły niepomiernie, bo mama Artura ma taki kaliber że można
strzelać nawet arbuzami. Oddział Letkiego Mańka doszedł do wniosku że
frontalnym atakiem nic nie wskóra i zaczął uciekać się do podstępów.
Broniliśmy się dzielnie dopóki do naszych okopów nie wpadły skarpetki
taty Letkiego Mańka. Wtedy wysłaliśmy lampamentariusza w osobie
Grzesia Klapidupy żeby podpisać pakt o zakazie używania broni
chemicznej. Przy okazji podpisał też pakt o zakazie używania broni
biologicznej (dziewczyny miały cały słoik mrówek) jak i atomowej
(Baśka Smalec wyciągnęła ze śmietnika pieluchy swojej młodszej
siostry). Grzesio podpisałby pewnie jeszcze parę paktów bo jako jedyny
z nas umie coś napisać, ale niestety wichry dziejowe w osobie mojej
mamy zadecydowały inaczej tzn. zawołały mnie na obiad. Na wojnie to
się ma apetyt....
---------------------------------------------------------------------------
-----


...kto by pomyślał że w przedszkolu można się dowiedzieć czegoś
ciekawego!?! Dziś nasza pani przyprowadziła jakiegoś pana który zaczął
nam opowiadać o nauce. Wprawdzie dużo nie skorzystałem, ale między
jednym a drugim staniem w kącie usłyszałem że nauka ma męczenników. I
to że oni są bardzo sławni i wszyscy o nich mówią z szacunkiem i za to
że się tak męczą dla tej nauki to potem wszyscy są im wdzięczni. Jak
tak patrzę na swojego brata to on też jest męczennik, bo tak się
codziennie męczy nad lekcjami, ale niedoczekanie jego żebym zaczął o
nim mówić z szacunkiem. Podzieliłem się swoimi przemyśleniami z tatą,
a on mi wytłumaczył że to nie do końca tak. Męczennik to taki który
cierpi za pokazywanie swojej wiedzy. No to też mam kandydata. Kiedyś
Grzesiu Klapidupa chciał pokazać że już umie pisać, więc napisał
mazakiem na szafie d***, męczennikiem okazał się chwilę potem, bo
mazak okazał się niezmywalny. Niestety znowu coś źle zrozumiałem bo
mama omal nie padła na zawał ze śmiechu jak usłyszała że mówię do
Grzesia "proszę pana Klapidupy". Okazało się że męczennikiem można też
zostać kiedy poświęca się swoje zdrowie lub życie dla eksperymentu. No
to zaraz przypomniało mi się jak młody Gałązka poświęcił się dla dla
sprawdzenia czy kotu jest przyjemnie na karuzeli. Jego poświęcenie się
polegało na tym, że dostał od ojca pasem kiedy ten wszedł do kuchni i
zobaczył kota w mikrofalówce. Ale kot był wniebowzięty bo jeszcze
przez jakiś czas miałczał i skakał z radości jak głupi. W każdym razie
eksperyment się powiódł. Tyle że tata mówi że to też nie wystarczyło
żeby zostać męczennikiem. Kurde frans, czy wszystko co ci dorośli
robią i mówią musi być takie skomplikowane. Mam nadzieję nie dorosnę
zbyt szybko...
---------------------------------------------------------------------------
-----

Ale numer! W zyciu nie myślałem że w przedszkolu może być tak
ciekawie! Ale po kolei. Dziś jak tylko mama przyciągnęła mnie do
przedszkola, pani ogłosiła że zabiera nas na wycieczkę. I to żeby było
jeszcze straszniej ta wycieczka miała być na wieś do jakiegoś
gospodarstwa, żebyśmy sobie pooglądali jak wyglądają żywe zwierzęta.
To już nie można było iść do zoo? Tam jest znacznie bezpieczniej bo te
zwierzaki stoją w klatkach, a nie łażą po łące bez żadnego nadzoru. No
ale skoro to pani decyzja to trudno. Wsiedliśmy do pociągu i po
godzinie byliśmy na miejscu. No kto by się spodziewał że ta wieś jest
aż tak daleko za miastem. No ale do rzeczy. My ustawiliśmy się w
parach na łące a pani poleciała porozmawiać z szefem tego całego
bałaganu który nazywał się pan Rolnik. Na odchodne powiedziała że
możemy podejść pooglądać sobie krówki. Podeszliśmy, i zamarliśmy z
przerażenia - tam nie było ani jednej krowy, same byki, a co gorsza
prawie każdy z nas miał na sobie coś czerwonego. Szybko zaczęliśmy
zdejmować wszystkie czerwone rzeczy: skarpetki, koszulki i tak dalej.
W końcu co niektórzy nie bardzo już mieli co zdjąć, bo okazało się że
Baśka Smalec wszystko ma czerwone, łącznie z majtkami. Był jeszcze
jeden problem z Grubym Arturem, bo jemu było gorąco, a jak jest mu
gorąco to ma całą czerwoną gębę. Na szczęście Grzesio znalazł jakiś
kubełek który założyliśmy Arturowi na głowę i poczuliśmy się trochę
bezpieczniej. Po chwili wróciła pani i oczywiście zaczęła wrzeszczeć
że mamy się ubierać z powrotem. Po naszych gorących protestach wyszło
na jaw, że nie tylko byki mają rogi, krowy też. Trochę się
uspokoiliśmy, ale dla pewności puściliśmy Kaśkę przodem, a Grubego
Artura nie czyściliśmy zbyt mocno (ten kubełek był po węglu). Mimo
wszystko te krowy tak się dziwnie na nas spod byka patrzyły. Po tej
przygodzie przeszliśmy sobie do mieszkania z krowami które nazywało
się obora. Tam dowiedzieliśmy się mnóstwa pożytecznych rzeczy: po
pierwsze, że krowa nie daje mleka jak się ją pompuje za ogon, po
drugie że to co wtedy ta krowa daje to wcale nie jest mleko, po
trzecie, że tego co ta krowa wtedy daje nie powinno się pić bo się
potem strasznie nieprzyjemnie odbija, i po czwarte że jak już krowa
skończy dawać to coś to trzeba się szybko odsunąć i nie zaglądać pod
ogon bo się będzie, jak Gruby Artur, cały dzień śmierdziało krowią
kupą. Przy okazji dowiedzieliśmy się że świnie jedzą wszystko, łącznie
z moim workiem na kapcie, i że krowy na łące zostawiają miny
poślizgowe (Mariolka nawet na jedną trafiła). Dowiedzielibyśmy się
pewnie znacznie więcej, ale najpierw pani zabroniła nam szukać gdzie w
kurze siedzą jajka, a potem przyleciała pani Rolnikowa i zaczęła
krzyczeć że ją w oborze jakieś demony atakują. Na szczęście nie były
to demony, tylko Letki Maniek wlazł w bańkę po mleku i krzyczał że nie
może się wydostać, a że pani Rolnikowa nie zna tego narzecza to
myślała że to diabeł. Trzeba było zabrać bańkę z Mańkiem do warsztatu
mechanicznego, żeby ją porozcinali, a my wrociliśmy do przedszkola.
Jednak na wsi nie jest tak strasznie. Nikt nie zginął.
---------------------------------------------------------------------------
-----

...jak ciężko człowiekowi w wieku przedszkolnym rozwijać swój talent.
Wczoraj naprzykład wymyśliliśmy że założymy zespół. Jeszcze nie bardzo
wiedzieliśmy kto na czym będzie grał, ale to ustali się później.
Największy problem był z nazwą. Za żadne skarby świata nic nie
przychodziło nam do głowy. W końcu Grzesiu Klapidupa stwierdził że
pamiętał jakąś fajną nazwę, ale właśnie uciekła mu z głowy.
Domyśliliśmy się że daleko uciec nie mogła, więc powiesiliśmy Grzesia
za nogi na wieszaku żeby mu wróciła. Niestety natychmiast zalał go
taki tłok uciekniętych wcześniej myśli, że aż poszła mu krew z nosa.
Kiedy już wróciła mu przytomność powiedział że sobie przypomniał:
mieliśmy się nazwać NECROCANIBALISTIC VOMITORIUM. Nazwa była bardzo
fajna, ale okazało się że Grześ przeczytał ją w jakimś komiksie, i że
taki zespół już był. No to klapa, wymyślamy coś innego. Ja wymyśliłem
KARTOFEL BOFEL ale chłopaki powiedzieli że to głupia nazwa. W końcu
pomogła nam siostra Gałązki: od tej pory naszą oficjalną nazwą było
FAT ARTURUM AND LIGHT MANIECK. Zupełnie nie wiem co to znaczy, bo to
po jakiemuś murzyńsku, ale bardzo fajnie brzmi. Potem zaczęliśmy
przydzielać sobie instrumenty. Gruby Artur wziął perkusję, ja
cymbałki, Gałązka gitarę swojej siostry a Letkiego Mańka daliśmy na
wokal, bo jak śpiewał to brzmiało to mniej więcej tak jak te
zagraniczne zespoły. Natychmiast zaczęliśmy nagrywać kasetę demo i
pewnie nasza piosenka pod tytułem "zjedz swojego jeża" stałaby się
przebojem, ale przyleciała sąsiadka i zaczęła opierniczać mamę że u
nas jest taki hałas że jej mąż nie słyszy własnej wiertarki. No to
mama zabrała nam perkusję, magnetofon i jeszcze nas ochrzaniła za
pogięte garnki bo Artur strasznie mocno uderzał. Ciekaw jestem co
powie siostra Gałązki jak zobaczy że została jej tylko jedna struna w
gitarze. I miej tu człowieku talent....
---------------------------------------------------------------------------
-----

Ale jaja, niech ja skonam! Gruby Artur się zakochał. I to w kim, w tej
rudej Marioli! Muszę przyznać że na początku to mieliśmy z niego
niezłą nabitkę, ale później zaczęliśmy chłopakowi współczuć, chodził
smętny, nie bawił się, nie mieszał z nami błota, no po prostu cień
człowieka (dosyć duży cień zresztą). W końcu postanowiliśmy chłopakowi
pomóc! Najpierw staraliśmy się go uzdrowić: tłumaczyliśmy jak komu
dobremu, że dziewczyny są głupie, nie umieją się bawić a co gorsza jak
się takiej spodobasz to bedziesz się musiał z nią ożenić i całować,
normalnie ohyda. A do tego jeszcze dziewczyny są takie że chcą mieć
dzieci. Ale Artur powiedział że ożenić się może, całować się nie
zamierza, bo to facet rządzi w domu, a do roli rodzica jest już
gotowy. No trudno jego problem. No to zaczęliśmy myśleć co zrobić żeby
Mariola chociaż na niego popatrzyła. A jak na złość to jej chyba
okulary bardzo zmętniały bo patrzyła i rozmawiała ze wszystkimi, tylko
nie z Arturem chociaż to zawsze jego najbardziej widać. Zamontowaliśmy
mu nawet żarówkę na czapce, ale to nic nie pomogło, Mariola zawsze
patrzyła się w inną stronę. Jak już zawiodły wszystkie sposoby, to
poszliśmy po poradę do starszych. Najpierw siostra młodego Gałązki
tłumaczyła nam że jak chce się poderwać dziewczynę to trzeba być
Romanem Tycznym, kupować kwiatki i chodzić do kina. Do kina to Artur
jeszcze by poszedł, ale kupować kwiatki? Jakby na klombach mało tego
sadzili. A już zmiana nazwiska i imienia zupełnie nie wchodzi w grę.
No cóż, tym razem poszliśmy do dużego Freda żeby nam coś poradził. On
powiedział że po primo trza mieć gadkie, po sekundo fulkasy, a po
tercjo to trza sie myć bo jak spod napleta jedzie to żadna laska pały
nie wymlaska. Zupełnie nie wiedzieliśmy co to znaczy, ale na wszelki
wypadek umyliśmy Artura bardzo dokładnie. Potem mieliśmy problem z
gadką, bo Artur jakoś dziwnie się przy Marioli zapowietrzał, więc
wymyśliliśmy że weźmiemy Grzesia, zapakujemy do torby i to on będzie
mówił a Gruby Artur tylko ruszał ustami, a w tej torbie niby będą te
fulkasy. Potem daliśmy mu swoje kieszonkowe żeby mógł iść do kina i
pomogliśmy zanieść torbę z Grzesiem pod drzwi Marioli. Zadzwoniliśmy i
szybko uciekliśmy. Potem się okazało, że Artur przeżarł całą naszą
kasę na lodach i się od tego rozchorował, a Mariola nie wiedzieć czemu
lata teraz cały czas za Grzesiem Klapidupą i biedny Grzesio boi się
wyjść z domu. Ach ta miłość to niebezpieczna rzecz...
---------------------------------------------------------------------------
-----

...czasem to można się głupio przestraszyć. Jako że dziś niedziela
przyjechała do nas w odwiedziny ciocia Basia ze swoim synkiem Puckiem
(swoją drogą jakby mi dali na imię Nepomucen to bym się chyba pod
ziemię zapadł). Pucek jest jeszcze mały ale całkiem do rzeczy gość,
całkiem przypadł mi do gustu. Pogadaliśmy se trochę o sprawach
zawodowych i okazało się że na mieszaniu błota zna się całkiem nieźle,
nawet opisał mi nową, bardzo ciekawą metodę doboru proporcji ziemi do
wody, i już mieliśmy iść się bawić kiedy moja mama wpadła na genialny
pomysł że pójdziemy do kościoła. Jakoś niespecjalnie lubię tam
chodzić, ludzie bez żadnego powodu wstają, klękają, siadają i zupełnie
znienacka śpiewają (żeby chociaż coś ładnego, ale czasem to tak wyją,
że się tylko rozglądam czy gdzieś wilki się nie zjawią). Potem jeszcze
dają kasę na bilet, a kiedy ksiądz wreszcie powie "Idźcie ofiary do
domu" wychodzą i się cieszą że zrobili dobry uczynek. Nie wiem co
dobrego w tym wszystkim, ale skoro tak lubią to pies ich trącał. I tu
wyszła cała historia, bo Pucek jeszcze w życiu nie był w kościele i co
więcej nigdy o czymś takim nie słyszał, więc ja, jako znacznie od
niego starszy (całe półtora roku) postanowiłem dyskretnie się nim
opiekować. Poszliśmy we czwórkę, tzn. ja, mama, ciocia Basia i Pucek.
Heca zaczęła się już przed kościołem bo Pucek zaczął się dopytywać co
to za zamek, i czy tam przypadkiem nie mieszka Gargamel. Oczywiście
wszyscy zapewniliśmy go że nie, ale to go nie przekonało. Potem
rozbeczał się jak usłyszał nasz chór kościelny bo ubzdurało mu się że
tam jednak mieszka Gargamel i właśnie gotuje Smerfy na zupę a la
Smerf, i to one tak żałośnie lamentują. Tylko zdążyliśmy go uspokoić
Pucek wpadł w histerię bo zobaczył jak nasz ksiądz wyleciał z
półmiskiem żeby zebrać kasę za wstęp. Prawdę powiedziawszy wcale mu
się nie dziwię, gdybym nie wiedział co to za checa też bym się
przestraszył, tym bardziej że nasz ksiądz chodzi ubrany na czarno, a z
fizjonomii to taki podobny do Gargamela jakby tym rysownikom pozował.
Ciocia i mama złapały Pucka dopiero przy trzecim skrzyżowaniu.
Próbowały go zaciągnąć z powrotem, ale w życiu by im się nie udało
gdybym mu nie wytłumaczył że to trochę głupio dać kasę za wstęp, a
potem wyjść przed końcem. Jak wróciliśmy to akurat był ten moment jak
ksiądz sobie kielona wycierał żeby se alpagę walnąć, ale jak zwykle
ludzie są niecierpliwi; nie poczekali aż skończy, tylko od razu
polecieli tam do tego stołu żeby dał i im. Pucek nagle nabrał odwagi i
też chciał lecieć ale ciocia przetłumaczyła mu że jest za młody. No to
Pucio się wnerwił i powiada że skoro tak, to niech mu zwrócą za jego
bilet. Niestety kasa za wejście nie zwraca, bo tam nawet nie ma kasy.
Zysk jednak był z tego taki, że jak Pucek poleciał do stołu żeby sie
upominać o swoje to zobaczył, że ksiądz nie daje ludziom pić, tylko
jakieś białe tabletki. No cóż, nikogo z nas nie bolał ani brzuch, ani
gardło, więc tabletki nie były nam potrzebne. Ksiądz jeszcze sobie
trochę pogadał, w końcu kazał wszystkim iść do domu. No cóż, muszę
przyznać że tym razem było ciekawiej niż zwykle, ale biorąc pod uwagę
minę mojej mamy po wyjściu, chyba nieprędko znowu pójdziemy z Puckiem
do kościoła. A szkoda ...

Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz.
[Obrazek: Lady_In_Blue.gif]
[Obrazek: sygnaasia.png]

Windows ❼ Forum

21.12.2010 13:19

Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz

Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
Pamiętnik chuligana LadyInBlue 0 676 24.09.2013 20:47
Ostatni post: LadyInBlue
Metoda na marudzącego przedszkolaka LadyInBlue 0 784 29.04.2013 21:41
Ostatni post: LadyInBlue
Pamiętnik chuligana LadyInBlue 0 901 18.06.2012 20:05
Ostatni post: LadyInBlue
Pamiętnik prawdziwego mężczyzny IV {16+) LadyInBlue 0 1.299 28.05.2012 20:30
Ostatni post: LadyInBlue
Pamiętnik słomianego wdowca. LadyInBlue 0 1.131 04.04.2012 19:55
Ostatni post: LadyInBlue
Pamiętnik kota LadyInBlue 0 1.064 03.04.2012 21:48
Ostatni post: LadyInBlue
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Temat został oceniony na 0 w skali 1-5 gwiazdek.
Zebrano 0 głosów.