Autrentyki budowlane ze Slunska |
|
LadyInBlue Pani SuperMod
Liczba postów: 19.073
|
Post: #1
Autrentyki budowlane ze Slunska
Jesli nie jestes budowlancem i kochasz swoja prace, to nie czytaj tych autentyków. Istnieje bowiem bardzo duze prawdopodobienstwo, ze po przeczytaniu zechcesz zostac kierownikiem budowy.
.... Budowa mostku w jednej pipidówie. Stary most wysadzony dynamitem, przez rzeczke przerzucona prowizorka dla pieszych. Na kladce stoi kierownik budowy (to ja) wk***ony do lez z jakiegos powodu, którego nie pamietam. Koniec szychty, do pracy przychodzi strózka - nudna baba cierpiaca na nieuleczalne rozwolnienie werbalne. Podchodzi do mnie i jak zwykle nawija a ja jak zwykle kombinuje jak ja zbyc. Dialog (w oryginale po slasku): - He kierowniku a ja jeszcze pamietam jak ta rzeczka byla czysta i zyly w niej bobry i ryby i raki ale wie kierownik to bylo bardzo dawno jak jeszcze bylam mala... Ja jej wchodze w slowo i odpalam: - Tiaa a jeszcze dawniej to po tych lakach biegaly dinozaury!! Ona zamilkla, patrzy na mnie i mówi: - A tego to prawie nie pamietam, bo wie pan, ja wczesniej to mieszkalam w sasiedniej wsi... * * * * * Ej z tymi strózami na budowie to ja mialem. Jeden z nich (robotnicy nazywali go Skunks, zgadnijcie czemu) mial zwyczaj w nocy podkradac im cukier i kawe ze sloików. Pewnego razu - godzina siedemnasta a jego nie ma. Zadzwonilem po zmiennika - przyszedl, a brygada do domu. Drugiego dnia to samo - Skunksa nie ma w pracy, zmiennik przyszedl a brygada do domu. Trzeciego dnia pod szychte juz sie lekko zapienilem i zajechalem do niego do domu. Otwiera mi zona (Skunksowa... slowo... Od razu poznalem...). Pytam co z nim a ona mówi: - Panie on juz trzi dni mo taki drapszajs ze mu za pierona nie pozwola z kibla wstowac bo zaroz mom brunotne szlajfy na zolu...* No cóz, czlowiek chory - trudno. Jade z powrotem na budowe a moje chlopki rotfluja na podlodze w pakamerze. - Co jest k***a pytam grzecznie. Dopiero po tygodniu mi powiedzieli, ze do cukru który Skunks kradl w nocy spawacze dosypali boraksu w stosunku 1:1... ____ * Panie on juz od trzech dni ma takie rozwolnienie, ze nie pozwalam mu za nic wstawac z toalety bo od razu mam na podlodze brazowe smugi. * * * * * A na jedna budowe przypaletal sie do nas pies - maly pokraczny pokurcz. Moje Czerwone Brygady nazwaly go Lachudra. Ciesla zrobil Lachowi bude ze sklejki pod pakamera, dostal miske i obroze ze sznurka i wszystko byloby slodko, gdyby nie to, ze Lachu byl straszliwa fleja i nie mógl sie nauczyc srac w jednym miejscu. Strózem na budowie byl maly dlugowlosy gnom bez zebów, którego nazywali Renegat, bo zawsze na szychte przyjezdzal na Komarku. Renegat mial obowiazek w ciagu nocy robic obchód placu i z reguly to czynil, a dowodem byly kaktusy Lachudry, które rano ostentacyjnie i z niemym protestem na twarzy zdzieral z butów. Pewnego ranka przyjezdzam na budowe, a tu w misce Lacha lezy wielka, tlusta i na oko swieza wedzona makrela. Co jest kurde, mysle - dostawac dostawal ale z reguly jakies resztki ze sniadania. Kto mu to dal? Chyba nie Renegat, bo go nie cierpial. Renegat podchodzi, zadowolony z siebie, i mówi: - Jo mu to dol! Czytolech, ze w rybach je fosfor i zech se pomyslol, ze jak sie pieron ryba zje to mono te gówna bydom w nocy trocha swiecic... * * * * * Roboty rozbiórkowe na moscie siarczysta zima. Czerwone Brygady czasowo w niebieskich kufajach i uszankach, kuja beton mlotami pneumatycznymi. W zimie wilgoc zawarta w sprezonym powietrzu zamarza i mloty, jak to sie mówi, "nie piera". Rada na to jest prosta - nie zadne smarownice czy inne tam magiczne wynalazki, tylko po prostu odkreca sie waz powietrzny i wlewa do mlota troche denaturatu - i po 5 minutach mozna normalnie pracowac dalej. Metoda dobra, a ze troche smierdzialo, to juz trudno. Podobno od smrodu jeszcze nikt nie umarl hiehie. Ale walilo od nas na cala wies.. Obok budowy byl sklep. Codziennie rano chodzilem tam - czasem jeszcze przed otwarciem, od tylu - i kupowalem piec - szesc flaszek denaturatu. Pewnego razu wlasciciel sklepu - zamiast, jak zwykle podac mi butelki, skasowac forse i schowac sie do cieplego - wciagnal mnie do srodka i powiada: - Chopie jak wos na tyj budowie nie styko na gorzolka, to jo wom dom na krecha, ino nie pijcie mi tego... * * * * * Pewnego razu niewielka lokalna powódz zalala nam plac budowy. Zaalarmowali mnie, przyjechalem w niedziele po poludniu razem z czescia Czerwonych Brygad, zeby jeszcze cos próbowac uratowac. Kierowcy kazalem wrzucic na Stara lekka lódke z laminatu, która doraznie sluzyla jako piaskownica wnukom brygadzisty, do tego wiosla, kamizelki i takie tam. Plac znajdowal sie za walem, w takim jakby zakolu bez odplywu, przy samej rzece, tak ze fale nie szly juz i woda byla spokojna. Plac byl zalany do poziomu gdzies póltora metra - metr szescdziesiat. Plywamy lódka, lowimy co sie da - jakies kantówki, bale, puste i pelne beczki - wszystko, czego jeszcze woda nie zabrala, i holujemy to na suche. Jedni lowia, drudzy laduja na samochód, i tak na zmiany. Kierownik tez dla kondycji postanowil se powioslowac. Zeszlo nam pare ladnych godzin i zaczynalo zmierzchac. W lódce plynalem z niejakim Gutkiem - ja wioslowalem, a on trzymal towar na linie. Naraz Gutek strzelil karpia, otwarl oczy tak, ze mu malo nie wypadly, podniósl drzaca reke i pokazywal na cos za moimi plecami, mówiac: - Dydydydydydydydy............. - a blady byl jak smierc na urlopie. Odwrócilem sie i tez sie przestraszylem - na powierzchni wody poruszala sie ludzka glowa... Po dluzszych ogledzinach pokazalo sie, ze glowa porusza sie mniej wiecej pionowo. Postanowilem podplynac i obadac zjawisko, nie zwazajac na protesty Gutka, który klekotal zebami jeczac "Zzzzzzzzzooommmmmmmbiiiiiiii..." Okazalo sie, ze to stróz szedl do pracy... Nawalony w drebiezgi... Nawet nie zauwazyl, ze wlazl po szyje w wode... A na dodatek za kierownice prowadzil rower... Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz. Windows ❼ Forum 01.05.2013 21:34 |
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
Autor: LadyInBlue Temat został oceniony na 0 w skali 1-5 gwiazdek. Zebrano 1 głosów. |