Będziemy mieć paneuropejski telekom z Orange i T-Mobile w jednym worku?

O takiej możliwości, a dokładniej o wspólnych rozmowach, pisze The Financial Times. Przedstawiciele Deutche Telekom (stoi za marką T-Mobile), France Telekom (Orange), Telecom Italia oraz grupy Telefonica, spotkali się w Brukseli z przedstawicielem Komisji Europejskiej.

Jednym z tematów spotkania była podobno kwestia fragmentacji europejskiego rynku telekomunikacyjnego. Niewykluczone, że telekomy badają grunt pod kątem nawiązania bliższej współpracy. FT sugeruje nawet, że chodzi o jakąś formę połączenia sił - niekoniecznie pod wspólną marką. Takiej opcji nie wyklucza, choć jest ona raczej mglistą perspektywą. Alternatywą może był stworzenie jednego holdingu zarządzającego

infrastrukturą telekomunikacyjną należącą do największych operatorów działających na terenie Unii Europejskiej.

Patrząc na to z polskiej perspektywy, nawiązanie współpracy według pierwszego scenariusza rysowanego przez FT, oznaczałoby działanie Orange i T-Mobile pod jedną wspólną marką. W opcji drugiej, oba telekomy oferowałby swoje usługi w oparciu o wspólną sieć nadajników.

FT zaznacza, że stworzenie jednego paneuropejskiego telekomu jest mało prawdopodobne. Nie tyle ze względu na stanowisko KE, ale narodowych regulatorów z 27 krajów Unii Europejskiej. Ci niemal na pewno nie wyraziliby zgody na głęboką unifikację rynku wzorem Chin, czy Stanów Zjednoczonych. W obu krajach działa kilku dużych operatorów, a każdy z nich ma kilkadziesiąt a nawet kilkaset milionów abonentów.

Telekomy operujące ponad unijnymi granicami mogliby doprowadzić do obniżenia stawek roamingowych i spłaszczenia taryf. Niestety w wojnie cenowej przegrałyby małe, głównie lokalne sieci. Po stronie skazanych na marginalizację byliby krajowi operatorzy, nie będący częścią międzynarodowych grup kapitałowych. Scenariusz jak z horroru dla Plusa i Play - szczególnie dla tego pierwszego operatora, który kontrolowany jest przez polskiego miliardera Zygmunta Solorza-Żaka.

Fot. Dreamstime, telekom-icss.com (Map)
Źródło: The Financial Times