Wczoraj miał miejsce rekordowo mocny atak DDoS, silniejszy od ubiegłorocznego uderzenia Spamhaus, szacowanego na 300 Gb/s. Kto padł jego ofiarą? Nie jest to jasne. Wiadomo tylko, że jego główny impet spadł na Europę.

Matthew Prince, CEO firmy CloudFlare, zajmującej się zabezpieczeniami przed atakami DDoS, twierdzi, że poniedziałkowe uderzenie miało siłę 400 Gb/s. Nie chciał jednak ujawnić, kto padł jego ofiarą. Dodał też, że skutki ataku były odczuwalne zwłaszcza w Europie. Chociaż udało się go podobno powstrzymać, miał być „wystarczająco duży, żeby spowodować problemy” nawet w sieci CloudFlare. O ataku o sile 350 Gb/s informowała również francuska firma hostingowa OVH, ale nie wiadomo, czy stali za nim ci sami ludzie.

Rekordowy atak różnił się od zwykłego DDoS tym, że nie bazował na źle skonfigurowanych serwerach DNS. Używał zamiast tego serwerów NTP (Network Time Protocol), czyli maszyn, których nasze komputery pytają czasem o godzinę. To zresztą ta sama technika, która została wykorzystana do ataku na kilka serwisów z grami w ubiegłym miesiącu.