NSA i administracja Obamy zostali przyparci do muru, gdy wyszło na jaw, że rząd szpieguje wszystkich i wszystko, nawet jeśli łamie to wolności obywatelskie. Jednym z głównych graczy nawołujących do zaprzestania tych praktyk jest Microsoft.

Gigant z Redmond nie chce mieć nic wspólnego ze szpiegowaniem obywateli. Sprawa wydaje się o tyle ważna, że zasiadający w radzie Microsoft Brad Smith nawołuje do stworzenia międzynarodowej konwencji w kwestii dostępu rządów do personalnych danych i związanych z tym regulacji prawnych. Cel takiej konwencji wydaje się jasny, szczególnie gdy rządy coraz częściej sięgają po cyfrowe dane obywateli, a praktyki te często nie opierają się na przejrzystych przepisach prawnych. Jest to odpowiedź na coraz bardziej inwazyjne pozyskiwanie danych, prowadzone przez NSA oraz oferty współpracy z deweloperami oprogramowania, a nawet sprzętu.

Gdyby w hipotetycznej sytuacji NSA mogło pozyskiwać dane z usług Microsoftu, Google'a, Apple'a czy Amazona, ciężko by było nazwać ich produkty bezpiecznymi. Przechowywanie danych na ich serwerach czy w chmurach oznaczałoby koniec prywatności. Tym samym korzystanie z oprogramowania amerykańskich producentów dawałoby amerykańskiemu rządowi dostęp do naszych informacji. Stawia to firmy zza Oceanu w jeszcze trudniejszym położeniu - produkty spoza USA mogą być reklamowane jako bardziej bezpieczne i godne zaufania.

Microsoft nie chce utracić reputacji producenta bezpiecznego oprogramowania, dlatego dotychczasowe reformy rządu Obamy uważa za niesatysfakcjonujące. Dostęp do cyfrowych danych obywateli powinien być regulowany przez przejrzyste prawo, gdyż jak podkreśla Brad Smith, aktualny system ochrony swobód obywatelskich jest przestarzały.