Po każdym miejscu na świecie można by się spodziewać piracenia gier. Każdym, ale nie Watykanie. Siódme przykazanie? Zaraz, jak to szło...?

Ubiegłoroczne wydanie "Football Mangera" zawierało pewien haczyk: w środku zaszyto kod, pozwalający deweloperowi namierzyć IP każdego, kto wprowadził grę do obiegu nie oglądając się na prawa autorskie. Czyli - krótko mówiąc - tego, kto dopuścił się piractwa.

Podczas London Games Conference ujawniono szczegóły całej akcji. Okazuje się, że ponad dziesięć milionów kopii gry rozeszło się nielegalnie, a wśród piratów brylowali obywatele Chin, Turcji i Portugalii. W zestawieniu znalazły się również Włochy z wynikiem 547 tys. nieautoryzowanych kopii, a jedna z nich pochodziła z Watykanu.

Wprawdzie dziesięć milionów brzmi poważnie, ale szef "Football Managera" Miles Jacobson z Segi stwierdził, że jedna piracka kopia nie oznacza automatycznie jednej niesprzedanej. Wedle jego wyliczeń, przełożyło się to realnie na 176 tys. straconych egzemplarzy, czyli 3,7 mln zysku. Chociaż, trzeba to uczciwie przyznać, ta suma też robi wrażenie.

Źródło: kotaku.com