W ramach dbania o bezpieczeństwo narodowe Stanów Zjednoczonych NSA podsłuchuje nie tylko swoich obywateli, ale też – przede wszystkim – cudzoziemców. W Europie najgorzej mają pod tym względem Niemcy. Oraz urzędnicy.

Jak donosi „Der Spiegel”, amerykanie przede wszystkim nafaszerowali pluskwami unijne przedstawicielstwa w Waszyngtonie, ale w swoich działaniach nie ograniczyli się jedynie do szpiegowania europejskich urzędników przebywających na stałe w Stanach Zjednoczonych. Już pięć lat temu zarejestrowano bowiem podejrzane połączenia w sieci telekomunikacyjnej siedziby Rady Unii Europejskiej w Brukseli.

Jak wynika z informacji niemieckiego tygodnika, amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego prowadziła zdalny podsłuch wpinając się do systemu informatycznego w budynku, w którym stacjonuje Rada UE. Ślady prowadziły do kompleksu NATO, także w Brukseli, ale nieoficjalnie wiadomo, że podsłuch prowadzili wyłącznei agenci NSA.

Brytyjski „Guardian” informuje też, że amerykańskie służby specjalne mogą podsłuchiwać dyplomatów nie tylko z państw uznanych za potencjalnie agresywne wobec USA, ale także... wszystkich innych. W tym również swoich sojuszników i partnerów. Jeśli komukolwiek uda się dowieść prawdziwości tych doniesień, szykuje się poważny dyplomatyczny skandal.

I wreszcie podsłuchiwani są nie tylko urzędnici i dyplomaci, ale też zwykli obywatele, także sojuszników USA. „Der Spiegel” informuje, że NSA prowadzi nasłuch rozmów prowadzonych na terytorium Niemiec. W minioną Wigilię Bożego Narodzenia amerykanie mieli rejestrować 13 milionów połączeń głosowych wykonanych w tym kraju. To o wiele więcej niż w przypadku jakiegokolwiek innego państwa UE – tego samego dnia NSA miała podsłuchać 2 miliony rozmów we Francji.

Źródło:spiegel.de