Jeżeli od kilku dni wasz internet ma zapaście i przypominają wam się czasy modemów, to nie jesteście sami.

Nie jest tu winny ani wasz operator ani żaden inny. Problemy z prędkością ma cała globalna sieć. Może trochę trudno w to uwierzyć, ale jest konkretny powód tego stanu rzeczy.

W ostatnich dniach trwają ataki typu DDoS (polegające na wysyłaniu do serwera ogromnej ilości zapytań) na serwery DNS należące do organizacji Spamhaus. Nasilenie ataków sięga 300 gb/s, podczas gdy dotychczas ataki o nasileniu 50 gb/s uważane były za bardzo poważne. Serwery Spamhaus jakoś je wprawdzie przeżyły, jednak zmasowany atak sprawia, że zwolnił ruch w całej sieci.

A komu aż tak podpadł Spamhaus? Otóż organizacja zajmuje się zwalczaniem spamu i udostępnia adresy, które służą do masowej wysyłki niechcianych wiadomości. Niedawno na jej czarną listę trafił Cyberbunker - holenderska firma hostingowa. Ma ona dość liberalne zasady odnośnie hostowanych treści, odrzucając jedynie dziecięcą pornografię i treści związane z terroryzmem. Spam jej jednak nie przeszkadza.

Atak Cyberbunker na Spamhaus jest określany przez ekspertów jako największy tego typu atak w historii internetu. Ponieważ atakowana organizacja posiada sieć 80 serwerów zlokalizowanych w krajach na całym świecie, atak odbija się szerokim echem w całej sieci, spowalniając ruch.

Nie wiadomo, ile atak jeszcze potrwa. Rzecznik Cyberbunkera powiedział, że Spamhaus nadużywa swojej pozycji i nie powinna mieć prawa do decydowania, co się dzieje w sieci. Spamhaus ripostuje, twierdząc, że Cyberbunker współpracuje z przestępcami z Europy Wschodniej i Rosji - właśnie przy organizacji tego typu ataków.

Tego, co się dzieje, nie sposób zablokować w wirtualnej przestrzeni, a trzeba dodać, że siedziba Cyberbunker mieści się w dawnym bunkrze NATO z czasów zimnej wojny, mieszczącym się w Holandii. Najwyraźniej żadne odpowiednie do tego służby nie zostały tam wpuszczone, aby zapobiec dalszemu paraliżowi internetu.

Źródło: BBC
Fot.: 123rf