Przy okazji swojego ostatniego raportu, jeden z największych serwisów aukcyjnych na świecie podał w wątpliwość skuteczność reklam w wynikach wyszukiwania Google’a.

eBay postanowił sprawdzić, czy płacenie za wyższą pozycję w wynikach wyszukiwania ma sens. W sieci opublikowano raport, podsumowujący wyniki przeprowadzonych badań. Możemy w nim przeczytać, że przyrost użytkowników z tytułu reklam był dużo mniejszy, niż zakładano, a internauci trafiali na eBay głównie za pomocą innych źródeł, takich jak np. zakładki.

Wyniki przeprowadzonych przez eBay badań stawiają w niekorzystnym świetle usługi reklamowe Google’a, które w samym tylko roku 2012 przyniosły gigantowi z Mountain View 46 miliardów dolarów zysków. Jeśli najwięksi klienci, tacy jak eBay czy Amazon, zrezygnują z płacenia za priorytet w wynikach wyszukiwania, Google może sporo stracić.

Oren Etzioni, ekspert z Uniwersytetu Waszyngtońskiego uważa, że największe serwisy nie potrzebują sponsorowanych wyników wyszukiwań, ponieważ użytkownicy trafiają na nie z innych źródeł. Działa wówczas renoma, polecanie przez znajomych, wspominanie nazw serwisów w artykułach itd. Co więcej, mechanizm ten dotyczy również mniejszych serwisów, mających jednak wiernych i zaangażowanych użytkowników, którzy sami przyczyniają się do wirusowego rozprzestrzeniania informacji o danej usłudze lub stronie internetowej.

Badanie przeprowadzone przez eBay trwało trzy miesiące, od kwietnia 2012 roku do lipca 2012 roku, a w jego trakcie sprawdzano skuteczność sprzedaży w serwisie w zależności od wykupienia, bądź nie, sponsorowanych wyników wyszukiwań.

Warto dodać, że badanie wykazało, iż reklamy faktycznie przyciągają nowych użytkowników – są to jednak użytkownicy przejściowi, którzy nie pozostają z serwisem na długo, generując „pusty” ruch, a nie korzystając z oferowanych na nim usług i produktów.

W odpowiedzi na raport, przedstawiciel Google’a stwierdził, że według badań firmy aż 89% przypadków użycia sponsorowanych wyników wyszukiwań doprowadziło do znacznego wzrostu ruchu na stronie. Problem w tym, że dla serwisów takich jak eBay, czy Amazon, sam ruch niewiele znaczy.

Źródło: guardian.co