Nie chodzi o nowy sprzęt, nowe gry czy soft. Chodzi o politykę. Chiński rząd rozważa zniesienie zakazu sprzedaży konsol w najbardziej ludnym kraju świata.

Od 2000 roku w Chinach obowiązuje oficjalny ban na konsole - zakaz sprzedaży i dystrybucji.

Prowadzi to do dość zabawnego paradoksu. Chiny są głównym wytwórcą tego typu sprzętu, ale produkowane tam urządzenia trafiają wyłącznie na eksport. W efekcie kupienie konsoli z legalnego źródła jest niemożliwe. Sprzęt jest natomiast dostępny z drugiej ręki - podobnie zresztą jak pirackie gry. Microsoft, Nintendo i Sony kilkukrotnie próbowały przekonać rząd w Pekinie do zniesienia absurdalnego zakazu. Jak dotąd z marnym skutkiem, ale sytuacja może ulec zmianie jeszcze w tym roku.

Nieprzejednane stanowisko chińskich władz w stosunku do konsol powoli ulega erozji - o czym pisze China Daily. Koronny argument kulturalnego fermentu, który rzekomo jest skutkiem grania w gry, coraz częściej przegrywa z argumentem ekonomicznym. Sprzęt można kupić spod lady, a handel tego typu sprzętem kontrolują wyspecjalizowane grupy szmuglerów. Na zakazie zarabia więc tak naprawdę handlowy półświatek.

Chińskie źródła donoszą, że trwają ministerialne rozmowy w sprawie uchylenia szczelnie zamkniętej od ponad dekady furki. Ban na konsole wcale nie zniechęca ludzi do grania. W Państwie Środka e-sport uprawiany jest głównie na pecetach i urządzeniach mobilnych.

Zniesienie zakazu mogłoby doprowadzić do prawdziwego boomu na konsole, nie mówiąc już o znacznej redukcji piractwa. Dla producentów byłoby to prawdziwe eldorado. W Chinach żyje kilkaset milionów potencjalnych graczy. W ubiegłym roku tamtejszy rynek elektronicznej rozrywki warty był 9,7 mld dolarów. Analitycy szacują, że w 2017 roku jego wartość przekroczy 21,7 mld. Jest więc o co walczyć.

Źródło: China Daily
fot.: Dreamstime, Wavebreak Media Ltd| 123rf.com