Dziwne licencje oprogramowania - program za wypicie piwa? - Wersja do druku +- Windows 7 Forum: konfiguracja, optymalizacja, porady, gadżety • (https://windows7forum.pl) +-- Dział: Windows 7 (/windows-7-4-f) +--- Dział: Dyskusja ogólna (/dyskusja-ogolna-5-f) +--- Wątek: Dziwne licencje oprogramowania - program za wypicie piwa? (/dziwne-licencje-oprogramowania-program-za-wypicie-piwa-27590-t) |
Dziwne licencje oprogramowania - program za wypicie piwa? - Portator - 23.10.2012 06:38 Czy wyobrażacie sobie sytuację, że autor programu udostępnia go za darmo, w pełnej wersji, jednak warunkiem używania jest... wypicie piwa za jego zdrowie? To możliwe! Licencja tego typu nazywa się "beerware" i choć w obecnych czasach jest już praktycznie niespotykana, łatwo było natknąć się na nią w czasach, gdy Internet jeszcze raczkował, a przeciętny użytkownik zyskwał nowy soft dzięki gazetom z załączonymi płytami CD (a później DVD). Licencja ta posiada dwie metody jej realizacji: wspomniane wypicie piwa za zdrowie twórcy/twórców lub też postawienie mu/im piwa, w przypadku spotkania w barze. Sympatycznie, prawda? Jako pierwszy na pomysł tego typu dystrybucji wpadł John Bristora, a świat dowiedział się o niej dokładnie 25 kwietnia 1987. Nie jest to odosobniony przypadek, bowiem dziwacznych licencji było nieco więcej, a niektóre nawet weszły do ogólnego gatunku, jak np. WTFPL. Jest to skrót od "Do What The Fuck You Want To Public License", czyli "Rób, co k... chcesz z publiczną licencją". Twórcy tego typu aplikacji udostępniają je wraz z kodem i kompletnie nie interesuje ich to, jak później zostaną zmodyfikowane i rozprowadzane, byle tylko miały zmienioną nazwę. Bardziej kolokwialnie - macie tu program, zmieńcie sobie nazwę, a mnie guzik obchodzi, co z nim dalej zrobicie. Licencja ta weszła pod definicję "GPL",, , a oto pełna jej treść (za Wikipedią): DO WHAT THE FUCK YOU WANT TO PUBLIC LICENSE Version 2, December 2004 Copyright © 2004 Sam Hocevar 14 rue de Plaisance, 75014 Paris, FranceEveryone is permitted to copy and distribute verbatim or modified copies of this license document, and changing it is allowed as long as the name is changed. DO WHAT THE FUCK YOU WANT TO PUBLIC LICENSE TERMS AND CONDITIONS FOR COPYING, DISTRIBUTION AND MODIFICATION0. You just DO WHAT THE FUCK YOU WANT TO. Mniej "radykalne" jest oświadczenie twórców licencji jak "careware" i "postcardware". Ta pierwsza nosi znamiona szlachetności i występuje także jako charityware, helpware lub goodware. Założenie jest proste - jeśli chce się używać danego programu, należy dokonać wpłaty na rzecz wskazanej (częściej) lub dowolnej (rzadziej) instytucji charytatywnej. W wielu przypadkach nie jest to tylko czcza prośba - niektóre aplikacje mają zablokowane ważne funkcje dotąd, dopóki twórcy careware nie otrzymają potwierdzenia wpłaty. Wówczas użytkownik otrzymuje e-mailem sposób odblokowania ich. Na koncept tego typu programów wpadł autor amerykańskiego miesięcznika dla programistów - Dr Dobb's Journal. Miało to miejsce w 1988 roku. W zamian za udostępnienie kodu oprogramowania należało przesłać mu kopertę, w której miała znaleźć się dyskietka, koperta zwrotna oraz banknot dolarowy. Wszystkie otrzymane w ten sposób fundusze miały zasilić lokalny bank żywności. Zdarza się jednak trafić na careware, które wymaga od użytkownika natychmiastowego działania. Na przykład Paul Lutus, twórca Arachnophilii, udostępnia swój program każdemu, kto przestanie "choćby przez chwilę narzekać". Rzadko dziś spotykana jest licencja "postcardware", co ma związek z rozwojem sieci i powolnym zanikaniem tradycyjnej poczty. Tego typu aplikacji można było używać, pod warunkiem przesłania producentowi... pocztówki ze swojej miejscowości. Z biegiem czasu licencja ta zmianiła się w "emailware", czyli zmieniono kartki pocztowe na e-maile. "Postcardware" to wymysł Aarona Gilesa, zaś pierwszą aplikacją tego typu była jego przeglądarka grafik dla Mac OS - JPEGView. O ile tu mamy do czynienia z nie kosztującymi wiele przysługami, o tyle "guiltware" to rodzaj oprogramowania, które ma wywołać u użytkownika... wyrzuty sumienia. Podczas działania tego typu aplikacji wyskakuje nagle okienko, w którym autor żali się, jak długo i ciężko pracował nad danym programem i nie ma z tego ani grosza, może by więc ktoś przesłał na wskazane konto jakąś sumę? Tego typu praktykę wynalazł pracujący dla Apple Scott Watson. Swoją pracę wyceniał na 40 USD. Złośliwi przezwali tą metodę "begware", czyli "oprogramowanie żebrzące". Jeśli znacie jeszcze jakieś ciekawe, dziwne defnicje oprogramowania, piszcie o nich w komentarzach. Miło będzie poznać kolejne niezwykłe przypadki. Za: pcworld.pl |