26.08.2013, 05:28
Gdy w grę wchodzą potężne możliwości, pokusa wykorzystania ich do własnych celów jest ogromna. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę amerykańska agencja NSA, która zatrzęsła światem aferą, wyhodowaną przypadkiem na programie PRISM.
Agencja NSA przyznała, że niektórzy spośród jej analityków nadużywali potężnych narzędzi do inwigilacji, w które zostali wyposażeni. Jeden z nich otrzymał na przykład naganę za korzystanie z nich do śledzenia byłej żony. Agencja twierdzi, że odkryła "bardzo rzadkie przypadki umyślnego naruszania uprawnień NSA", głównie w przypadku pracowników inwigilujących obiekty swoich zainteresowań.
Ponoć przypadków nie było zbyt wiele, ale zdarzało się to na tyle często, że zyskały one prześmiewcze miano "LOVEINT". Na szczęście każdy z nich miał być traktowany z pełną surowością, ale pytanie brzmi, o ilu z nich nie dowiedział się nikt poza szpiegującym. Samo NSA nie mówi otwarcie o rodzaju naruszeń, najwyraźniej obawiając się kolejnej fali słusznych pretensji. Inwigilacja do celów takich jak walka z terroryzmem to jedno, ale podobna prywata wśród pracowników to wpadka jeszcze innego rodzaju.
"NSA podchodzi bardzo poważnie do zarzutów dotyczących uchybień i w pełni współpracuje z prowadzącymi śledztwo, odpowiednio reagując" - zarzeka się amerykańska agencja, twierdząc, że ma "zerową tolerancję" dla podobnych praktyk.
Źródło:theguardian.com/
Agencja NSA przyznała, że niektórzy spośród jej analityków nadużywali potężnych narzędzi do inwigilacji, w które zostali wyposażeni. Jeden z nich otrzymał na przykład naganę za korzystanie z nich do śledzenia byłej żony. Agencja twierdzi, że odkryła "bardzo rzadkie przypadki umyślnego naruszania uprawnień NSA", głównie w przypadku pracowników inwigilujących obiekty swoich zainteresowań.
Ponoć przypadków nie było zbyt wiele, ale zdarzało się to na tyle często, że zyskały one prześmiewcze miano "LOVEINT". Na szczęście każdy z nich miał być traktowany z pełną surowością, ale pytanie brzmi, o ilu z nich nie dowiedział się nikt poza szpiegującym. Samo NSA nie mówi otwarcie o rodzaju naruszeń, najwyraźniej obawiając się kolejnej fali słusznych pretensji. Inwigilacja do celów takich jak walka z terroryzmem to jedno, ale podobna prywata wśród pracowników to wpadka jeszcze innego rodzaju.
"NSA podchodzi bardzo poważnie do zarzutów dotyczących uchybień i w pełni współpracuje z prowadzącymi śledztwo, odpowiednio reagując" - zarzeka się amerykańska agencja, twierdząc, że ma "zerową tolerancję" dla podobnych praktyk.
Źródło:theguardian.com/