14.06.2012, 08:25
Choć od premiera MacBooka Pro z wyświetlaczem Retina miała miejsce zaledwie trzy dni temu, nowy ultrabook Apple'a został już rozebrany na części. Złe wieści – to w zasadzie jednorazowy komputer.
Rozbiórki nowego MacBooka podjął się serwis iFixit.com, obowiązkowa lektura każdego, kto usiłował własnoręcznie wymienić RAM czy dysk twardy w swoim Macu. Nie mówiąc o nieoficjalnych serwisach, które naprawiały nam iPody, stłuczone wyświetlacze w iPhone'ach czy ratowały zalane MacBooki w sytuacjach w których autoryzowane serwisy Apple'a żądały więcej niż sprzęt był wart.
Wszystkie te przydomowe serwisy mogą już
jednak odliczać dni do końca swojej działalności. Na blogu iFixit pojawiła się bowiem relacja z rozebrania nowego MacBooka Pro. Wnioski nie nastrajają optymistycznie. Nowy MacBook Pro dzieli bowiem los MacBooka Air i najwięcej miejsca zajmuje w nim bateria. Przyklejona do obudowy, w dodatku umieszczona zbyt blisko przewodów do trackpadu by jej samodzielna wymiana była dobrym pomysłem.
Moduł pamięci RAM jest zintegrowany z płytą główną, więc nie ma możliwości o samodzielnym powiększeniu pamięci operacyjnej – możemy zdecydować się na standardowe 8 GB lub dokupić za 920 zł dodatkowe 8 GB, albo zapomnieć o jakichkolwiek zmianach w czasie użytkowania laptopa.
Podobnie jest, póki co, z pamięcią SSD. Jej moduł jest co prawda oddzielony od płyty głównej, ale został on zaprojektowany specjalnie na potrzeby nowego MacBooka Pro. Jest on podobny do tego z MacBooka Air, ale nie identyczny, w związku z czym dopóki na rynku nie pojawią się zamienniki, jesteśmy skazani na to, co wybierzemy w sklepie Apple'a (a więc 256 GB, 512 GB lub 768 GB, ostatnia opcja dostępna tylko w mocniejszym modelu, dopłata ponad 2 tys. zł).
iFixit odradza też samodzielną wymianę wyświetlacza – pod szklaną obudową stanowi on jedną całość i jeśli w środku cokolwiek się wydarzy, trzeba będzie go w całości wymieniać. A nie jest to tania zabawa.
Apple konsekwetnie trzyma się więc strategii zgodnie z którą sprzętu się nie naprawia – sprzęt się wymienia w całości. To może być niegłupi pomysł w przypadku telefonu lub tabletu, jednak w przypadku laptopa za minimum 10 tysięcy złotych, za którego zakupem przemawiają parametry i fakt, że pozwalają one na pracę z tym laptopem przez nawet 5-6 lat, brak możliwości naprawy stanowi poważną wadę.
Najgorsze jest w tym wszystkim to, że pozostali producenci będą iść w ślady Apple'a...
Za: TechPejcz
Rozbiórki nowego MacBooka podjął się serwis iFixit.com, obowiązkowa lektura każdego, kto usiłował własnoręcznie wymienić RAM czy dysk twardy w swoim Macu. Nie mówiąc o nieoficjalnych serwisach, które naprawiały nam iPody, stłuczone wyświetlacze w iPhone'ach czy ratowały zalane MacBooki w sytuacjach w których autoryzowane serwisy Apple'a żądały więcej niż sprzęt był wart.
Wszystkie te przydomowe serwisy mogą już
jednak odliczać dni do końca swojej działalności. Na blogu iFixit pojawiła się bowiem relacja z rozebrania nowego MacBooka Pro. Wnioski nie nastrajają optymistycznie. Nowy MacBook Pro dzieli bowiem los MacBooka Air i najwięcej miejsca zajmuje w nim bateria. Przyklejona do obudowy, w dodatku umieszczona zbyt blisko przewodów do trackpadu by jej samodzielna wymiana była dobrym pomysłem.
Moduł pamięci RAM jest zintegrowany z płytą główną, więc nie ma możliwości o samodzielnym powiększeniu pamięci operacyjnej – możemy zdecydować się na standardowe 8 GB lub dokupić za 920 zł dodatkowe 8 GB, albo zapomnieć o jakichkolwiek zmianach w czasie użytkowania laptopa.
Podobnie jest, póki co, z pamięcią SSD. Jej moduł jest co prawda oddzielony od płyty głównej, ale został on zaprojektowany specjalnie na potrzeby nowego MacBooka Pro. Jest on podobny do tego z MacBooka Air, ale nie identyczny, w związku z czym dopóki na rynku nie pojawią się zamienniki, jesteśmy skazani na to, co wybierzemy w sklepie Apple'a (a więc 256 GB, 512 GB lub 768 GB, ostatnia opcja dostępna tylko w mocniejszym modelu, dopłata ponad 2 tys. zł).
iFixit odradza też samodzielną wymianę wyświetlacza – pod szklaną obudową stanowi on jedną całość i jeśli w środku cokolwiek się wydarzy, trzeba będzie go w całości wymieniać. A nie jest to tania zabawa.
Apple konsekwetnie trzyma się więc strategii zgodnie z którą sprzętu się nie naprawia – sprzęt się wymienia w całości. To może być niegłupi pomysł w przypadku telefonu lub tabletu, jednak w przypadku laptopa za minimum 10 tysięcy złotych, za którego zakupem przemawiają parametry i fakt, że pozwalają one na pracę z tym laptopem przez nawet 5-6 lat, brak możliwości naprawy stanowi poważną wadę.
Najgorsze jest w tym wszystkim to, że pozostali producenci będą iść w ślady Apple'a...
Za: TechPejcz