14.02.2011, 10:53
W jedna z najbardziej prosperujących uczelni w Rosji - MGU (Moskovskij Gosudarstviennyj universitet) na wydziale chemii wykładał przez wiele lat pewien znany (mniejsza o nazwisko) profesor, znaczna figura w rosyjskim naukowym establiszmencie, wybitny naukowiec, laureata wielu nagród etc. Jak to zdarza się wybitnym umysłom, charakter miał okropny, i studenci go nie lubili, a powodów do takiej antypatii nie brakło. Z powodu byle głupstwa można było ryzykować powtórkę roku.
No ale, chociaż bardzo rzadko, profesor natrafiał na większych twardnieli niż on sam. Imion ich nie zachowała historia, ale pamięć o nich żyje w pokoleniach studentów.
Przed egzaminem z chemii organicznej trzeba było zdawać zaliczkę, jeżeli ocena była ujemna, do egzaminu po prostu nie dopuszczano. Zaliczka polegała na tym, że trzeba było zrobić z plasteliny i zapałek model przestrzenny jakiegokolwiek złożonego związku organicznego, który wskazał profesor, dokładnie modelując ilość, położenie atomów, kąty między wiązaniami chemicznymi. Najmniejszy błąd powodował, że przy akompaniamencie głośnego krzyku Bzdura!! pięść profesora lądowała na modelu, sam model wynik 1- 2 tygodni pracy - lądował w śmietniczce, a kolejna ofiara pierzchała z gabinetu, wiedząc z doświadczenia starszych kolegów, że wszelkie dyskusje tylko pogorszą sytuację.
Taka status quo trwał nie jeden rok, aż pewien chłopak, wiedząc że już nie zdąży zrobić prawidłowy model, i tak czy inaczej czeka go powtórka, postanowił przynajmniej zemścić się na tym sadyście. Do plastelinowego modelu napchał igieł, niedużych gwoździ i innego draństwa.
No, trzeba przyznać, że profesor zasłużył na uznanie. Nie krzyknął, chociaż ból był piekielny. Po dłuższej chwili milczenia wychrypiał: Zaliczone podpisał i wyszedł. Co prawda sceptycy twierdzili że sprawa będzie rozpatrywana w rektoracie i mścicielowi grozi wyrzucenie z uniwerku z wielkim hukiem, ale wbrew oczekiwaniom on spokojnie zdał sesję. Z chemii organicznej otrzymał zasłużoną 4. Charakter profesora nie zmienił się, ale modele już nigdy więcej nie były niszczone.
No ale, chociaż bardzo rzadko, profesor natrafiał na większych twardnieli niż on sam. Imion ich nie zachowała historia, ale pamięć o nich żyje w pokoleniach studentów.
Przed egzaminem z chemii organicznej trzeba było zdawać zaliczkę, jeżeli ocena była ujemna, do egzaminu po prostu nie dopuszczano. Zaliczka polegała na tym, że trzeba było zrobić z plasteliny i zapałek model przestrzenny jakiegokolwiek złożonego związku organicznego, który wskazał profesor, dokładnie modelując ilość, położenie atomów, kąty między wiązaniami chemicznymi. Najmniejszy błąd powodował, że przy akompaniamencie głośnego krzyku Bzdura!! pięść profesora lądowała na modelu, sam model wynik 1- 2 tygodni pracy - lądował w śmietniczce, a kolejna ofiara pierzchała z gabinetu, wiedząc z doświadczenia starszych kolegów, że wszelkie dyskusje tylko pogorszą sytuację.
Taka status quo trwał nie jeden rok, aż pewien chłopak, wiedząc że już nie zdąży zrobić prawidłowy model, i tak czy inaczej czeka go powtórka, postanowił przynajmniej zemścić się na tym sadyście. Do plastelinowego modelu napchał igieł, niedużych gwoździ i innego draństwa.
No, trzeba przyznać, że profesor zasłużył na uznanie. Nie krzyknął, chociaż ból był piekielny. Po dłuższej chwili milczenia wychrypiał: Zaliczone podpisał i wyszedł. Co prawda sceptycy twierdzili że sprawa będzie rozpatrywana w rektoracie i mścicielowi grozi wyrzucenie z uniwerku z wielkim hukiem, ale wbrew oczekiwaniom on spokojnie zdał sesję. Z chemii organicznej otrzymał zasłużoną 4. Charakter profesora nie zmienił się, ale modele już nigdy więcej nie były niszczone.